
Na drugi dzień była ponowna wizyta i Franka trafiła do nas. Była najinteligentniejszą z koszatniczek jakie u nas były. Kiedy budowałem informacje do wikipedii na temat koszatniczek, zdjęcie Franki trafiło tam jako wizualizacja wyglądu gatunku:

Potem z zoologa trafiła do nas kolejna kosza - mała Frania. Była młodziutka i bardzo przestraszona. Garnęła się do nas i chętnie przesiadywała wewnątrz rękawa bluzy.

W 2008 wzięliśmy z hodowli dwie samiczki: Hanię i Fredzię. Typy różne. Fredzia domatorka, porządnicka, lgnie do nas. A Hanka? To typowy ADHDowiec. Na ręce wytrzyma max 5 sekund. Obie kosze stanowiły zgrany zespół.

W lipcu 2009 miała do nas trafić Adelajda ( >>> Temat: Koszatniczki w pilnej potrzebie [W-wa] ). Ada wraz z samczykiem Fryderykiem, którego przygarnęła Pucka69 była bardzo zmaltretowana przez pierwotnych właścicieli. Nie miała końcówki ogona i jednej łapki. Niestety, zbieg okoliczności sprawił, że do nas nie zdążyła do nas dotrzeć.
W sierpniu 2009 Ania-Torhalla znalazła na krakowskich Plantach samicę koszatniczki ( >>> Temat: Witamy! Ania i Buka ). Ania jest zootechnikiem, więc kosza miała szczęście. Gdyby na nią trafił ktoś inny, to pewnie wzięta za szczura byłaby w poważnych opałach. Zresztą po prostu: byłby łatwym kąskiem dla psa czy kota. Samica wkrótce trafiła do nas.
Buka, 'przechrzczona' na zgodne z linią panujących u nas imion koszy na Tosię, zburzyła harmonię. Jak mawiał Lepper "skończył się Wersal". Nici z porządku, ustalonego rytuału między dwiema koszatniczkami. Tosia jest bowiem niszczycielem i ... hm, mówiąc dyplomatycznie: 'mądra inaczej'. Hamaczek idzie w strzępy. Papierki z domku są wywalane, domek jezt gryziony.
Łączenie też było dość burzliwe. Ale dzięki pomocy Torhalli udało się.

W maju 2010 trafiły do nas na DT dwa kosze samiec i samica. ( >>> Temat: Jaś i Małgosia szukają domów - Kraków!! ). Jaś - jako Diego - trafił do Junoo, a Małgosia... została u nas.

Ze względu na infekcję, która niszczy futerko Tosi oraz Hance ( >>> Temat: Wygryzione futerko Tośki?), Małgosi nie łączyłem ze stadem. Zresztą w jeszcze osobnej klatce siedziała na kwarantannie Fredzia, której infekcja najwyraźniej nie objęła. Obie były smutne. Wczoraj - w 6 tygodni od wystąpienia objawów u Hani i Tosi - uznałem, że Fredka jest zdrowa i mogą być z Gosią połączone.
Poszło gładko. Ani Fredka, ani Małgosia nie są agresywne i w zasadzie od razu przystąpiły do miziania, obwąchiwania i iskania. Było kilka piśnięć i nerwowych ruchów, ale po kilku minutach było ok.





W klatce było kilka spraw do ustalenia, jak np. czyj jest domek. (na wszelki wypadek wstawiłem dodatkowy tekturowy - który miała w ostatnich tygodniach Fredka. Biorąc pod uwagę charakter obu koszy nie przesadzałem bowiem z myciem całej klatki w której ostatnio była sama Małgosia. Szybko sprawy ustaliły.
Rano, w którymś z pierwszych dni lipca, zastałem je wtulone w siebie na dachu domku. Do miski ruszyły zgodnie:
